
Rola instytucji kontrolujących rynek leków jest ochrona lekarzy i konsumentów przed niekontrolowanym zalewem środkami niepewnymi lub wręcz szkodliwymi, ale nie dyktowanie leczenia. Nie jest to też rola farmakologii w ogóle. Wszelkie obowiązujące wytyczne farmakoterapii w typowych jednostkach chorobowych uważam za szkodliwe. Nie wolno leczyć choroby, tylko trzeba leczyć chorego. W społeczeństwie lekarskim jest oczywiście sporo lekarzy niedouczonych, ale jest i dużo umiejących myśleć i dokonywać wyboru. Zły poziom farmakoterapii można poprawiać tylko wskazywaniem błędów i nauczaniem, ale nie nakładaniem ograniczeń na umiejących obserwować i myśleć lekarzy. Nie wolno zapominać, że leczenie chorego to nie tylko wybór leków, albowiem nie ogranicza się ono do samej farmakoterapii. Potężnym czynnikiem jest osobowość lekarza i jego osobisty wpływ na pacjenta. Ma on też do dyspozycji wskazówki dietetyczne, zalecenia kinezy- i fizykoterapii i rozliczne drobne rady, które trzeba dla każdego pacjenta i jego sytuacji zdrowotnej dobierać oddzielnie. Wszystko to może znacznie zaoszczędzić użycie leków, nie mówiąc już o częstej alternatywie leczenia chirurgicznego, którego nie powinno się dziś traktować jako niebezpieczniejszego od farmakoterapii.
Być może, że konfrontacja obszerności farmakologii doświadczalnej, mnogości tutaj pobieżnie i przykładowo poruszonych zagadnień farmakologii klinicznej, a wreszcie zaledwie zasygnalizowanej złożoności terapii v/ praktyce, może wywołać u studenta deprymujące wrażenie nie- pokonalnych trudności. Nie wolno jednak tolerować dzisiejszego lekarza, który zaczyna czuć się tylko dyspozytorem skierowań do analiz i dyspozytorem leków, a pacjenta, który do niego przychodzi, pyta, co mu zapisać i spełnia żądania. Parafrazując Voltaire’a można by powiedzieć, że dla lekarza, który skrupulatnie zbadał pacjenta, a ma niezbędne informacje i zdrowy rozsądek, leczenie staje się sprawą bardzo prostą.